W biegnącem szybkiem tempem życiu, zacierają się łatwo wspomnienia dawnych dni. Co dziś wydaje nam się zdarzeniem bardzo ważnym, po roku lub lat dziesiątku przybiera formy mgliste i jakby nierealne. A jednak są w życiu ludzkiem chwile, które pozostają na zawsze jakby żywe, jakby wczorajsze, jakby nieodgrodzone od obecnej chwili żadnemi innymi wypadkami.
I w mojem życiu są takie chwile. Są to chwile powstania Ojczyzny, chwile przełomu w dziejach narodu. Dziś jeszcze, po latach dziesięciu, gdy myślą cofnę się wstecz, na nowo je przeżywam i silnie je odczuwam. Z tych chwil garść wspomnień chcę poniżej opisać.
Potęga państwa niemieckiego runęła w gruzy. Wszędzie czuć było w powietrzu jakby drganie elektrycznych, zwiastujących nową erę w życiu naszego narodu. Szedł po całej Wielkopolsce jakby powiew nowego życia, na razie szeptem, cicho, lecz rósł i potężniał coraz więcej.
Padły pierwsze strzały w Poznaniu i odbiły się głośnem echem w całem naszem społeczeństwie. Po prostu zawrzało. Rozerwać pęta, przepędzić Niemców, budować Polskę!
W Gostyniu ruch ten przyjął konkretne formy dnia 1 stycznia 1919 r. Na dzień ten zwołał Komisarz Straży Ludowej p. Potworowski z Goli zebranie do Strzelnicy, celem zaznajomienia członków Straży Ludowej z regulaminem służbowym, który ich miał obowiązywać. Zapał był wielki, a wyładował się na zewnątrz w ten sposób, że młodzież sokola urządziła bezpośrednio po zebraniu pochód demonstracyjny pod wodzą swego naczelnika Leona Borowicza na Rynek z pieśnią „Ospały i gnuśny”. Policja pochodowi temu już nie miała odwagi się przeciwstawić.
Wieczorem tegoż dnia zeszedł się Zarząd Powiatowej Rady Ludowej, aby zastanowić się nad dalszemi krokami. Jeszcze dziś widzę wszystkich tych mężów, którzy wówczas się zeszli, aby rzucić na jedną kartę cały swój byt. Przecież akcja mogła się nie udać, przecież potęga Niemiec była jeszcze dość silna, aby zdusić w środku wszelkie wysiłki skierowane ku oderwaniu Wielkopolski. A mimo to uchwała przejęcia władzy w powiecie zapadła jednogłośnie. Nikt nie myślał o własnem bezpieczeństwie, lecz o dobru ogółu.
W zebraniu tem wzięli udział, o ile sobie przypominam: ks. prob. Grzęda jako przewodniczący, p. Józef Staśkiewicz, jako zastępca, p. Edward Potworowski, jako Komisarz Straży Ludowej, p. Roman Sura, jako skarbnik, p. Hipolit Niestrawski, jako sekretarz, p. Franciszek Polaszek, jako zastępca Komisarza Straży Ludowej, p. Józef Woziwodzki, p. Wawrzyn Nowak i p. Ślechetka z Grabonoga. Przejęcie władz naznaczono na dzień następny.
W dniu tym (tj. 2 stycznia) zebrał się Zarząd Powiatowej Rady Ludowej na probostwie już o godz. 9-tej rano i udał się stamtąd do magistratu, gdzie sprawował rządy burmistrz Pallaske. Przewodniczący przedstawił burmistrzowi cel naszego przybycia i zawezwał go do złożenia przysięgi na wierność Rzeczypospolitej Polskiej lub też do złożenia swego urzędu. Burmistrza żądanie to absolutnie nie zaskoczyło, bo odpowiedział frazesem poprzednio już ułożonym: „Den Edi kann ich nicht lei sten Und muss der Uebermacht weichen” (przysięgi złożyć nie mogę i zmuszony jestem ustąpić przed przemocą). Wobec tego oświadczyliśmy mu, że jego urzędowanie się skończyło i że jego agendy przejmuje jako pierwszy burmistrz polski p. Józef Kujawski [w tekście wspomnień podano błędnie Józefa Woziwodzkiego].
Z ratusza udaliśmy się dwoma powózkami, na których koźle zasiedli obok woźniców dwaj polscy żołnierze z karabinami i nasadzonemi na nie bagnetami, do starostwa. Gdybyśmy zajechali przed budynek starostwa, zeskoczyli nasi żołnierze zwinnie z powózek i wciągnęli na maszt stojący przed nim chorągiew polską, dokumentując na zewnątrz, że ustały rządy pruskie i że w ich miejsce poczęły swą działalność rządy polskie.
Zarząd Rady Ludowej udał się w tym czasie do landrata Luckego, który przyjął go w swem biurze. Ówczesny landrat nie należał do hakatystów i umiał przez przeciąg swego 27-letniego urzędowania zachowywać miarę w stosunku do ludności, zwłaszcza dużo okazywał życzliwości ludności wiejskiej, to też wobec niego należało zachowywać ton umiarkowany. Przewodniczący, ks. prob. Grzęda, w sposób jak najgrzeczniejszy zakomunikował mu cel naszego przybycia i podkreślił wyraźnie, że ponieważ przysięga złożona cesarzowi go już nie obowiązuje, może bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia złożyć przysięgę na wierność Rzeczypospolitej Polskiej i po jej złożeniu nadal pełnić służbę starosty. Jednakowoż landrat odmówił, wobec czego przewodniczący zawezwał go do ustąpienia i powierzył sprawowanie tego urzędu p. Wincentemu Dabińskiemu, który do dziś ku ogólnemu zadowoleniu, rząd ten sprawuje.
Bezpośrednio potem obsadzono jeszcze pocztę i dworzec kolejowy, powierzając pieczę nad pocztą śp. Mieczysławowi Kornobisowi, nad dworcem p. Józefowi Staśkiewiczowi. Temsamem zorganizowano „Rzeczypospolitę gostyńską”.
Dalszą nasza największą troską było zorganizowanie siły zbrojnej. Mieliśmy wówczas w mieście tylko Bractwo Strzeleckie, które pełniło służbę wartowniczą.
Stworzenie innej organizacji wojskowej napotkało na ogromne trudności, gdyż wszelkie starania p. komisarza o broń były daremne. A sytuacja stawała się krytyczną i wymagała szybkiej decyzji w tym kierunku.
Dnie od 2 do 6 stycznia należały do najcięższych. Zewsząd nadchodziły niepokojące wieści, które głosiły o planowanej kontrakcji ze strony niemieckiej, tak silnej w niedalekim Lesznie. Dnia 4 stycznia wojska niemieckie wysadziły most na torze kolejowym Leszno-Jarocin i Leszno-Ostrów. Patrole grenzschutzu, wysyłane z Leszna, podchodziły aż pod Golę. A tu broni jak nie ma, tak nie ma!
Dopiero dnia 6 stycznia dowiedziałem się od p. Gomerskiego, który przybył do Gostynia z Poznania, że broni pod dostatkiem można uzyskać w Poznaniu, o ile Rada Ludowa zdecyduje się zorganizować Straż Ludową na modłę wojskową i podejmie się wojsko żywić. Niezwłocznie zwołano Radę Ludową, której sprawę tę przedstawiłem i którą uchwałę taką powzięła. Skutek był ten, że już tego samego dnia wieczorem około godz. 10-tej przywieziono samochodami 500 karabinów i 3000 naboi.
Dnia następnego (7 stycznia) zarządził p. komisarz, aby zaalarmowano wszystkich wojskowych z Gostynia i okolicy przy pomocy komendanta miasta p. Kaliksta Jankiewicza. Równocześnie posłano posłańca, śp. Włodarczaka z Żytowiecka do p. dr. Śliwińskiego, byłego porucznika armii niemieckiej, w Poznaniu. P. Śliwiński upatrzył na komendanta p. Leona Langnera, będąc tam służbowo, celem zorganizowania Straży Ludowej. Zawezwany stawił się natychmiast w Gostyniu.
Wskutek alarmu zebrało się na placu alarmowym przy Strzelnicy około 500 żołnierzy polskich – Chwila ta nie zatrze się nigdy w mej pamięci. – Mnie bowiem przypadło w udziale wydawanie broni i amunicji i z rozczuleniem przypominam sobie z jakim zapałem o broń tę się dobijano. Po prostu ją sobie wydzierano. Zwłaszcza młodzież sokola wprost z ręki mi ją wyrywała. A byli to często gęsto dzieciaki, które nie przerastały wzrostem karabinu. Błagali, prosili, aby ich tylko nie pominąć, aby tylko dać im możność pójścia na wroga. A tymczasem zuchom tym trzeba było odmówić. Broni i amunicji było mało, to też należało uwzględnić tylko doświadczonych i w wojnie wszechświatowej zahartowanych żołnierzy. Mimo to część tych młodych zuchów nie pozostała w domu, lecz wyruszyła z wojskiem na front.
Uzbrojonych ochotników podzielono na dwie kompanje, nad któremi powierzono dowództwo p. Stefanowi Eitnerowi, (obecnemu kapitanowi) – po 3 dniach przejął komendę p. Wojciech Eitner – i Leonowi Borowiczowi. Główną komendę objął p. dr Śliwiński.
O godz. 3-ciej po poł. Przemówił do żołnierzy prezes Rady Ludowej ks. prob. Grzęda. W gorących i pełnych nuty patriotycznej słowach zachęcał ich do mężnej obrony powiatu i Ojczyzny, poczem udzielił im błogosławieństwa. Bezpośrednio potem wyruszył oddział nasz pod Poniec, gdzie mężnie stawiał czoło grenzschutzowi.
Dalsza kompanja wyruszyła następnego dnia rano o godz. 7-mej pod dowództwem p. Talarczyka z Borku. W skład tej kompanji weszli ochotnicy z Krobi, Borku i innych miejscowości w liczbie 130 chłopa. Skierowano ją na front pod Kąkolewem.
Dla Komendy wojsk polskich (taką bowiem nazwę przyjęła Komenda Straży Ludowej) nastały teraz dni pełne znoju. Biuro komendy urządzono w biurach niżej podpisanego. Zorganizowano służbę telefoniczną, którą objęli pp. Wacław Kubowicz, Jan Polaszek, Józef Okupnik i sądownictwo wojskowe, które powierzono sekretarzowi sądowemu p. Respondkowi. Służba telefoniczna, urządzona po wojskowemu, trwała dzień i noc, to też wyczerpywała bardzo. Nie uchylał się od niej nikt, przeciwnie, garnął się do niej pełen poświęcenia
Tyle z moich wspomnień. Ramy tego opisu nie pozwalają mi opisać wszystkiego, co się pod pióro ciśnie, a zresztą trudno opisać wszystkie momenty wzniosłe, które się wówczas przeżywało. W każdym razie przyszłe pokolenia zazdrościć nam mogą tych chwil, gdyśmy patrzeć mogli na świat wolności, wschodzący nad naszą ojczyzną i miastem.