W połowie miesiąca sierpnia 1939 roku spokojnych mieszkańców naszej wioski ogarnął jakiś niepokój. Częściowa mobilizacja naszych żołnierzy rezerwistów i nadejście oddziału wojska do naszej wioski do reszty wyprowadziło nas z równowagi. Na ustach każdego był tylko jeden wyraz, będzie wojna.
Dnia 25 sierpnia 1939 roku, oddział wojska kwaterujący w Wycisłowie zarządził kopanie rowów strzeleckich. Rowy strzeleckie kopane były na polach przy skrzyżowaniu dróg, Koszkowo-Jawory-Borek-Ziomek. Rowów tych jeszcze nie wykończono, a tu jak grom przyszła wiadomość, że w dniu pierwszego września Niemcy napadli na Polskę. Trzy dni, od pierwszego do trzeciego, przez wioskę naszą przeganiano stada bydła, które pędzono w głąb kraju. Wszystkimi drogami jechały wozy z ludnością, która uchodziła przed frontem. Nasza wioska czwartego września też otrzymała rozkaz opuszczenia miejscowości. Mieszkańcy załadowali się na wozy i wyjechali, ale tylko do sąsiedniej wioski Jeżewo. Tam otrzymali rozkaz powrotu, dlatego że wszystkie mosty były zniszczone. Tego samego dnia wszyscy wrócili do domu.
W dniu 10 września ludność pracująca w pobliżu drogi Gostyń-Borek, zauważyła pierwsze oddziały najeźdźców. Na widok Niemców mieszkańcom naszym serca krajały się z rozpaczy. W następnych już dniach nadszedł pierwszy rozkaz w języku niemieckim, zachowania spokoju i zdania sprzętu wojskowego.
Wiadomość o kapitulacji naszej armii przyjęto u nas z wielkim lamentem i płaczem.
W końcu września przeprowadzili okupanci pierwszą rewizję za broń. Pierwsi żołnierze byli na ogół spokojni.
Od połowy października do końca listopada 1939 roku Wycisłowo co kilka dni dawać mu-siało pięciu zakładników do gminnego miasta Borek. Gdyby w ten dzień, który z Niemców został zabity, tych pięciu Polaków miało być rozstrzelanych.
W dniu 7 grudnia 1939 roku okupanci wysiedlili z naszej wioski kierownika szkoły, pana Stanisława Maćkowiaka. Wysiedlony mógł zabrać ze sobą tylko małą ilość bielizny i odzieży. Wy-siedleniem tym okupanci wywołali u nas wielki popłoch. Młodzież, by się uchronić od wywiezienia na przymusowe roboty, sypiała po stodołach i stogach. Wysiedlonych wysyłano do centralnych województw Polski. Młodych odłączano od rodziców i wysyłano w głąb Niemiec. Wysiedlano zawsze w nocy. W początkach okupacji, oprócz kierownika szkoły nie wysiedlono nikogo więcej, bo niemieckim kolonistom nie podobało się położenie naszej wioski.
Wiosną 1940 roku nazwę naszej wioski okupanci przechrzcili z Wycisłowa na Drückenfeld.
Z początkiem wiosny 1940 roku okupanci przystąpili do budowy drogi przez naszą wioskę, którą rozpoczęły władze polskie już w 1939 roku. Budowę ukończono w grudniu w tym samym roku.
W dniu 1 czerwca 1940 roku okupanci otworzyli szkołę. Pierwszą nauczycielką była Niemka z pobliskiej wioski Głosiny, nazwiskiem Grunwald. Na początek powołano do szkoły dzieci starsze od lat dziesięciu. W szkole uczyła tylko po niemiecku.
1 listopada 1940 roku okupanci mianowali sołtysem naszej wioski Niemca nazwiskiem Becker. Był to administrator majątku Koszkowo. Dotychczasowym sołtysem był Polak Józef Dą-bek.
W końcu roku 1940 zaczęliśmy dotkliwie odczuwać okupację niemiecką. Prawie codziennie przyjeżdżała do wioski policja i pod różnymi pozorami robiła rewizję. Bili przy tym domowników, nawet kobiety i dzieci. Zmuszano do przyznawania się nie prawdziwych rzeczy. W roku 1941 nie wolno było naszym mieszkańcom bez zezwolenia zabić świni, posiadać w domu mleka pełnego, mąki pszennej i innych artykułów spożywczych. Tylko tyle, ile wykazywały kwoty żywnościowe na daną rodzinę. Znalezienie przez policję jednej z zakazanych rzeczy pociągało za sobą skatowanie całej rodziny i więzienie właściciela.
W lutym 1941 roku Niemcy z okolicznych majątków pozamieniali naszym gospodarzom najlepsze konie. Za pełnowartościowe, w większej części klacze zarodkowe, otrzymali nasi gospo-darze konie stare, prawie już niezdolne do pracy.
W czerwcu 1941 roku okupanci zmienili w naszej szkole nauczycielkę. W miejsce dotych-czasowej mianowano córkę naszego sołtysa, Becker Ruth z Koszkowa. Obie te nauczycieli nie mieszkały u nas, lecz codziennie dojeżdżały rowerem.
W jesieni 1941 roku okupanci aresztowali naszego księdza parafialnego Jana Dziegieckiego, zamykając tym samem naszym mieszkańcom dostęp do kościoła. Urząd parafialny przeniesiono do Gostynia, a rok później do Domachowa koło Krobi. Wobec wielkiej odległości od kościoła, jak też z obawy przed łapanką, jakie często okupanci urządzali na wiernych, ludność do kościoła nie chodziła. Zmarłych chowano na naszym cmentarzu w Jeżewie, bez księdza i bez żadnych ce-remonii.
W początku 1942 roku okupacja niemiecka stała się dla naszych gospodarzy prawie nie do zniesienia, codziennie były nowe rozporządzenia. W styczniu tegoż roku nie wolno było naszym gospodarzom sprzedawać najmniejszej rzeczy bez zezwolenia, tak zwanego ortsbauerführera. Za sprzedane płody rolne czy inwentarz, pieniędzy nie wypłacano na rękę, lecz do banku, na konto właściciela. Na pobranie pieniędzy musiało być tak samo zezwolenie ortsbauerführera, które dawał jedynie na podatki, reparacje narzędzi rolniczych itp. Ludność naszej wioski we wszystkich sprawach miała najwięcej trudności, gdyż była to jedyna wioska w gminie, gdzie dotychczas nie było żadnego Niemca.
Bardzo dużo młodzieży z Wycisłowa musiało iść w służbę do okolicznych kolonistów niemieckich. Miejscowi gospodarze mieli przez to brak ludzi do pracy, a w święta musieli jeszcze posyłać ludzi do majątków.
Wiosną 1942 roku zmieniono znowu nauczycielkę. Następczynią była niejaka Wiesenberg, która zamieszkała w szkole na stale. Wiesenberg była u nas nauczycielką do czerwca 1944 roku. Następcą jej był nauczyciel Katzenstein. Ten stan rzeczy trwał do wiosny 1944 roku. W latach 1942-1944 policja zdążyła nakryć kilku gospodarzy za nielegalne zabicie świń, którzy musieli od-siadywać kary więzienne. Ludność musiała się starać sama o żywność, gdyż na kwoty było mało.
Wiosną 1944 roku okupanci co kilka dni przywozili do nas rodziny wysiedlone z innych miejscowości. Naszym mieszkańcom zdawało się że są już pewni od wysiedlenia. Niemcy jednak myśleli inaczej. W dniu 14 maja, w piękny poranek, wioskę naszą zalał tłum policji i cywilnych. Do poszczególnych domów wstępowało po trzech Niemców, którzy oświadczali wystraszonym mieszkańcom wysiedlenie. Na zapakowanie dawali tylko godzinę czasu. W całej wiosce rozległ się płacz i lament, który nie wzruszał Niemców. Po godzinie ukazały się na drodze pierwsze wozy z naszymi wygnańcami. Na twarzach wygnańców malował się ból i rozpacz. Ani na moment nie wątpili jednak, że wrócą. Każdy wiedział, że wybije godzina wolności, że wróci na swój zagon, który odziedziczył po ojcach. Smutny był dzień ten dla nas, nie zapomnimy go nigdy. W dniu tym wysiedlono 29 rodzin.
Zaledwie kilka zagród obsadzono w tym samym dniu. Pozostali Polacy musieli doglądać nie obsadzonych gospodarstw. Pierwsi Niemcy, którzy przybyli do naszej wioski, byli to uchodźcy znad Morza Czarnego.
W dniu 7 sierpnia 1944 roku okupanci po raz drugi wysiedlali ludzi z Wycisłowa. Tym razem z naszej wioski wysiedlili siedem rodzin. Większość wywieziono do Austrii, pozostałych do Bawarii.
Polacy, których zostawiono, musieli teraz bardzo ciężko pracować. Musieli obrabiać swoje i być na każde zawołanie do pomocy niemieckim osadnikom. Szczególnie dał się we znaki Niemiec nazwiskiem Beck. Miał on pod zarządem całą wioskę. Nie dawał on Polakom wytchnienia ani na godzinę. Każdą niedzielę wyganiał Polaków do pracy. Biada było temu, kto się uchylał jego rozkazom.
Niemieccy osadnicy którzy przybyli do naszej wioski wykazali, że mało rozumieją z pracy rolnika. Uczyli się dopiero od pozostałych Polaków. Szło im jednak nienajgorzej, bo przecież Po-lacy zostawili im pełne zasiewy i inwentarz.
W sierpniu okupanci osadzili w naszej wiosce dziewczyny niemieckie (Arbeits dünstmädehln) które uczyły się rolnictwa i pomagały osadnikom. We wrześniu nauczyciel Katzenstein powołany został do wojska. Miejsce jego zajmują dziewczyny z Arbeitsdünstu.
Niemieccy osadnicy potrafili sprzątnąć żniwa zostawione w pełni przez Polaków, ale kiedy przyszło do obsiewu, to zdążyli zaledwie obsiać jedną trzecią tego, co zwykle obsiewali Polacy. Prawie wszystka ozimina w jesieni 1944 roku została zasiana na podorywce i bez większej uprawy.
W końcu jesieni 1944 roku zaczęli okupanci na gwałt młócić zbiory. Do naszej wioski osadnicy niemieccy dostali z majątku Koszkowo młocarnię parową. Młócili kolejno, posługując się Polakami. Wymłócone zboże w większej części odstawiali do spółdzielni.
W grudniu osadnicy nasi zdradzają jakiś niepokój, stale mają zebrania, robią jakoś bez chęci. Na widok tych objawów, Polacy szaleją z radości, że może już niedługo wybije godzina wolności.
W dniu 19 stycznia 1945 roku dotarła do naszej wioski wiadomość o rozpoczęciu ofensywy przez Sowiety i o przerwaniu się frontu niemieckiego. Wiadomość ta przeraziła naszych Niemców, a Polaków wprawiła w radość.
20 stycznia Niemcy zostali zwołani na zebranie do Borku, na którym powiadomiono ich, że armia niemiecka się cofa i mają być każdej godziny gotowi do wyjazdu.
Na drugi dzień Niemcy nasi – nie przypuszczali nawet, że tak szybko – dostali polecenie natychmiastowego załadowania się i opuszczenia wioski. W wielkim popłochu załadowali się na wozy, zabierając co lepsze rzeczy i wyjechali. Żal było im opuszczać to, co zagrabili, kobiety lamentowały, w dodatku straszny mróz był tego dnia. Ze spuszczonymi nosami i kwaśną miną opuścili butni okupanci naszą wioskę, ogołacając ją z koni, uprzęży i wozów. Wszystkimi drogami prowadzącymi na zachód ciągnęli za uciekającymi żołnierzami niemieckimi. Przez pola widać było uciekających niedobitków jej armii. Co chwila wpadali do polskich mieszkań, żądając jedzenia i picia. Od kilku dni słychać wokoło strzały dział.
Dnia 24 stycznia odgłosy zbliżyły się tak, że słychać już strzały karabinowe. 25 stycznia, w godzinach przedpołudniowych, ku wielkiej radości naszej ludności, wjechały do naszej wioski oddziały wojska radzieckiego. Na terenie Wycisłowa zabitych zostało dwóch Niemców, żołnierzy którzy nie zdążyli ujść przed wojskami radzieckimi.
Teraz dopiero mieszkańcy nasi odetchnęli swobodnie, radość wielka zawitała wszędzie. W następnych już dniach zaczęła wracać do domu młodzież, która była na przymusowych robotach. Nastało w naszej wiosce inne życie, życie choć w trudniejszych warunkach gospodarczych, ale tchnęło wolnością.
Wycisłowo, dnia 4 maja 1947 roku