Urodził się 21 listopada 1809 roku niedaleko Stęszewa, w Strzępiniu koło Granowa nad Jeziorem Strykowskim. W dzieciństwie zmarł jego ojciec Jakub, a matka Marianna powtórnie wyszła za mąż. Nie wiadomo, kto sfinansował naukę chłopskiego dziecka w Królewskim Seminarium w Poznaniu, po ukończeniu którego w 1829 roku wstąpił do Seminarium Duchownego. Musiał się wykazać szczególną zdolnością, bowiem po wyświęceniu w 1832 roku, pozostał jako wikariusz w kościele katedralnym. W tym czasie jego brat wyprowadził się „w świat” celem nauki rzemiosła i potrzebował pieniędzy. Aby je zdobyć, młody ksiądz pracował dodatkowo jako archiwariusz, porządkując dawne akta kościelne. Może właśnie wtedy „zaraził się” zamiłowaniem do dokładności w prowadzeniu dokumentów. Następnie ponad trzy lata był wikariuszem we farze śremskiej. Magistrat śremski dla władz cywilnych opiniował go pozytywnie, podkreślając jego szczególną dbałość o miejscową szkołę.
20 listopada 1837 roku Józefa z Pruskich Łubieńska (z Pudliszek) pismem do arcybiskupa Marcina Dunina zarekomendowała go na probostwo w Jeżewie koło Borku, które wówczas leżało w powiecie śremskim. Jeżewską parafię powierzono mu jedynie czasowo, bowiem władze nie chciały się zgodzić na jego stabilizację, podnosząc argument, że jest jakoby jakaś niezgodność w dokumentach dotycząca nazwiska i odbędzie się o to „proces fiskalny”. Był to raczej pretekst, aby nie wydać „placitum regium” na probostwo. Władzom cywilnym naraził się wielokrotnie, ponad dwudziestoletnimi bojami o prawo do używania języka polskiego w korespondencji urzędowej. Jako proboszcz musiał corocznie wypełniać różne wykazy (związane np. z rejestrami poborowych). Musiał też odbierać różne pruskie zarządzenia. Zawsze jednak twierdził, że języka niemieckiego nie zna i domagał się np. wykazów z polskimi nagłówkami. Zarządzenia przysłane po niemiecku odsyłał, domagając się polskich tłumaczeń. Dochodziło do takich scen, że komisarz obwodowy z Dolska, odesłane niemieckie pisma kazał żandarmowi na drzwiach księdzu przybijać. Za taką postawę był karany grzywnami. Pewnie ich nie płacił, bo przymusowo sprzedano mu dwie sztuki bydła.
Kiedy minęła wiosna 1848 roku, wkrótce nadeszło wojsko, którego zadaniem było „uporządkować” okolice. I chociaż w Jeżewie było akurat spokojnie, wojsko internowało księdza jako jedynego z dekanatu. Nie wiadomo, z jakiego powodu, gdyż nie zakładał żadnych komitetów, a kosynierki również nie tworzył, nawet przeciwnie, uspokajał ludność.12 czerwca 1848 roku wojsko wieczorem zabrało księdza i osadziło w Poznaniu w fortecy na Winiarach. Aresztowanie księdza Laferskiego spowodowało, iż parafianie pod przywództwem F. Łaszczewskiego (zięcia dzierżawcy Jeżewa) wystosowali zbiorową prośbę do arcybiskupa o interwencję. Gospodarze z Wycisłowa i Jawor wyrażali gotowość poręczenia majątkowego.
Osadzeni w więzieniu także osobiście pisali do biskupa Leona Przyłuskiego o wyjednanie zwolnienia za poręczeniem. Widocznie starania odniosły dobry skutek, bo 1 lipca 1848 roku zostali zwolnieni z fortecy, z zakazem oddalania się poza parafie do czasu rozprawy. Powodem aresztowania jeżewskiego proboszcza prawdopodobnie mogło być to, że sympatyzował z polskim obozem wojskowym w Książu. Jest pewne, iż kilku mężczyzn z parafii Jeżewo zasiliło szeregi kosynierów. Tuż po bitwie w Książu 29 kwietnia 1848 roku poległych powstańców pochowano w zbiorowych mogiłach. Byli wśród nich dwaj obywatele z Borku: 29-letni bednarz Ignacy Surzyński i 38-letni szewc August Masłowski. Wkrótce potem proboszcz z Książa, ks. Franciszek Hübner poprowadził na świeże mogiły uroczystą, żałobną procesję, z pięcioma stacjami według przepisów rytuału jak na dzień zaduszny. Następnie w latach 1849, 1850 i 1851, każdorazowo takie nabożeństwo za poległych z procesją odbywało się w rocznicę bitwy. Ksiądz Laferski był na tej uroczystości w 1848 roku, później bywał już zapraszany tradycyjnie i nad grobami wygłaszał kazania czyniąc czasem aluzje do polityki pruskiej. W 1850 roku w procesji wzięło udział 2000 ludzi, co miejscowe władze uznały za manifestację polityczną i Królewski Prokurator w Śremie wytoczył śledztwo przeciwko księżom Laferskiemu i Hübnerowi. Sąd Powiatowy jednak dwoma wyrokami orzekł, że uroczystości nie przekroczyły zasad rytuału kościelnego i nie były manifestacją polityczną. Prokurator odwołał się do Berlina, jednak i tam wyrok uniewinniającego nie podważono, uwalniając też obwinionych od kosztów sądowych.
W roku 1862 ks. Laferski był obwiniony o „akt rewolucyjny”, czyli udział w nabożeństwie za poległych na Litwie i Warszawie oraz za postawienie nowego krzyża we Włościejewkach, który miał te wydarzenia upamiętnić. Był często zapraszany na uroczystości jako dobry kaznodzieja. Odnotował to też Edmund Bojanowski w Dziennikach, wspominając piękno kazania księdza Andrzeja wygłoszonego w uroczystości św. Filipa na Świętej Górze w 1854 roku.
W swojej parafii dał się poznać jako dobry duszpasterz. Tworząc dokumenty robił to wzorowo, wprost zadziwiać może dziś staranny wygląd wszelkich spisów, ręcznie kreślonych rubryk. Swoich parafian znał dokładnie. Kiedy na początku lipca 1848 roku powrócił z internowania otrzymał nakaz sporządzenia pierwszego w całej diecezji imiennego spisu parafian. Zadanie to wykonał do końca sierpnia, pracowicie opisał każdego z 1261 mieszkańców w swojej parafii. Po 100 latach specjaliści orzekli, że spis jeżewski jest najdokładniejszy z całej archidiecezji.
Tak jak w powiecie krobskim istniało Kasyno, tak w powiecie śremskim działało Bractwo Polskie – organizacja organicznikowska. Ksiądz Laferski należał do tego Bractwa, wchodził nawet w skład Dyrekcji. Miało ono charakter charytatywny, opiekuńczym gospodarczy i naukowy. Opiekowano się chorymi, starcami, sierotami, organizowano przytułki. Dla celów gospodarczych istniało Towarzystwo Agronomiczne, organizowano kasę oszczędnościowo-pożyczkową, dążono do tego by wszystkie miasta powiatu łączono siecią dróg (żwirówek). Przy znaczącym osobistym udziale ks. Laferskiego w 1844 roku została otwarta w Jaworach czytelnia. Dzięki wsparciu Bractwa ilość książek wzrastała. Już po rozwiązaniu Ligi Polskiej i Bractwa zdecydowano przeznaczyć te książki do bibliotek parafialnych, powstała taka i w Jeżewie. Wizytujący ją w 1861 roku Ludwik Miłkowski podkreślał jej wzorowe prowadzenie przez księdza Laferskiego.
Troszczył się o szkoły wiejskie. Szkoła w Jeżewie powstała na 10 lat przed jego przybyciem na parafię. Stąd też czytać umiała głównie młodzież. W 1828 roku była zaczęta budowa szkoły, lecz dzieci uczył organista Błażej Nędzewicz we własnej izbie, gdzie mogło się pomieścić tylko 20 dzieci. W 1835 roku nowa szkoła jeżewska była już wybudowana. Uczył w niej Kasper Nędzewicz (syn poprzednika). Około 1855 roku doszło do wydzielenia nowej szkoły w Wycisłowie. Oprócz normalnej szkoły istniała też w Jeżewie tzw. szkółka niedzielna, do której chodziły dzieci starsze. Wkład proboszcza w rozwoju czytelnictwa był wyraźny.
Ksiądz Andrzej Laferski zmarł 20 grudnia 1878 roku w Jeżewie. Pochowany został na przykościelnej nekropolii.